Senackie komisje: Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej, Gospodarki Narodowej i Innowacyjności, Środowiska oraz Nadzwyczajna do spraw Klimatu, zaproponowały 20 lutego 2023 roku swoje poprawki do tekstu ustawy. Wśród nich 500-metrowa odległość elektrowni wiatrowej od budynku mieszkalnego lub budynku o funkcji mieszanej.
Nie ma chyba drugiej takiej ustawy, o której tak wiele dyskutowano w czasie ostatnich miesięcy. Minister Klimatu i Środowiska Anna Moskwa przekonuje, że regulacje przyjęte w roku 2016 były „bardzo dobre”, a teraz rząd proponuje jedynie ich modyfikację wynikającą z doświadczeń, jakie zdobyliśmy przez te kilka lat ich funkcjonowania. „Najważniejszym wątkiem tej ustawy są obywatele” – mówi minister Moskwa, usprawiedliwiając obowiązujące regulacje blokujące rozwój siłowni wiatrowych i uzasadniając nowe propozycje przepisów. Czy faktycznie?
„Od ponad 20-tu lat współpracujemy z lokalnymi społecznościami przy lokalizacji inwestycji infrastrukturalnych” – mówi Dawid Sieniuć, Dyrektor Generalny API. – „Dziwi mnie taka „dbałość” rządzących o obywateli w przypadku elektrowni wiatrowych. W znaczących zbliżeniach do budynków mieszkalnych budowane lub lokalizowane są drogi szybkiego ruchu, autostrady, linie kolejowe (choćby tzw. „szprychy” doprowadzające ruch kolejowy do Centralnego Portu Komunikacyjnego), generujące nieporównywalnie większe poziomy hałasu od siłowni wiatrowych. To inwestycje liczone w tysiącach kilometrów, które podlegają ogólnym przepisom dotyczącym emisji hałasu do środowiska. Dlaczego tym samym przepisom nie mogą podlegać elektrownie wiatrowe – nie wiadomo”. Jacek Harbuz, Dyrektor Biura OZE w API dodaje: „Propozycje nowych regulacji w zakresie lądowych farm wiatrowych zobowiązują inwestorów do włączenia mieszkańców do partycypacji w realizowanych projektach na zasadzie prosumentów wirtualnych. Takie rozwiązanie ma zapewnić poparcie społeczne dla lokalizacji farm wiatrowych, choć jest ono i tak znacząco większe niż jeszcze przed wejściem w życie ustawy 10H. Czy do podobnych rozwiązań zostaną zobowiązani inwestorzy realizujący projekty elektrowni innego typu, chociażby z węgla czy atomu?” – zastanawia się Jacek Harbuz, znajdując również w tym aspekcie elementy dyskryminacji lądowych siłowni wiatrowych.
Przedstawiciele samorządów, na terenie których elektrownie wiatrowe funkcjonują od lat, prowadzą faktyczną krucjatę przeciwko mitom, półprawdom i manipulacjom wykorzystywanym do blokowania energetyki wiatrowej na lądzie. „Jesteśmy największym ośrodkiem turystycznym w północnej Wielkopolsce. Do trzytysięcznego Margonina przyjeżdża drugie tyle turystów. Wiatraki nie mają wpływu na wartość działek. Ma na to wpływ kanalizacja, dostęp do dróg czy internetu. Działki niedawno kosztowały u nas 20 zł za metr, dziś dochodzą do 200 zł. Gdy powstawały u nas farmy budżet wynosił 24 miliony i zadłużony był na 40 proc. Dziś wynosi 40 mln i zadłużenie wynosi 2 proc. Dochody z podatków to 6 mln od budowli i przyłączy. To dało impuls gminie. Jesteśmy liderem w rejonie” – mówi Janusz Piechocki, burmistrz turystycznej gminy Margonin, w której zlokalizowanych jest ponad 60 siłowni pracujących już kilkanaście lat.
Samorządy nie mają wątpliwości, że nie tylko ustawa z 2016 roku, ale również nowe regulacje pozbawiają gminy faktycznego władztwa planistycznego we własnych granicach. Proponowane przepisy znów tworzą pozorne ułatwienia, które spowodują, że nawet w gminach, w których teoretycznie możliwe będzie zlokalizowanie kilku siłowni inwestorzy nie zdecydują się na realizację projektów, które ze względów ekonomicznych (budowa przyłączy, infrastruktury towarzyszącej) po prostu będą nieopłacalne.
Przyglądamy się trwającym pracom nad ustawą o realizacji elektrowni wiatrowych, choć wszystko wskazuje na to, że nowe regulacje pozostawią równie silne bariery, jak obowiązująca ustawa 10H.